czwartek, 9 grudnia 2010

wkraczając w pustkę

Nowy film Gaspara Noe "Wkraczając w pustkę" zaciekawia już samą postacią reżysera. Na jego kolejny film - po kontrowersyjnym "Nieodwracalnym" - z pewnością wielu widzów czekało...Sama siebie podziwiam, że udało mi się go obejrzeć go aż 3 razy - a na pewno nie należy do najprzyjemniejszych obrazów, bo przy każdym oglądaniu, towarzyszyło mi to nieustanne uczucie mdłości...

Z ciekawości, co tym razem zaproponuje reżyser: czy nadal będzie karmił nas mieszanką brutalności, seksu i narkotycznego haju? czy zaproponuje zupełnie inną technikę narracji?

Z jednej strony wciągnął mnie ten film, ze względu na mniejszy poziom agresji i większe skupienie na detalach, subtelniejszej artystycznie oprawie. Dużą rolę w budowaniu obrazu reżyser oddał sztuce operatorskiej: wiele ciekawych ujęć, najczęściej fabuła kręcona "z lotu ptaka", innym razem kamera staje się oczami bohatera. Z pewnością film ten jest spokojniejszy od poprzedniego...może bardziej banalny, ale lepiej dopracowany wizualnie: obrazy przejmują fabułę filmu, ponieważ główny bohater jest w ciągłym narkotycznym odurzeniu. Do tego dochodzą sceny seksualnych orgii nocnego klubu, w które zostaje uwikłana siostra bohatera.

Historia jest prosta: Oskar i Linda są kochającym się rodzeństwem, mają za sobą ciężkie dzieciństwo z traumatycznymi przeżyciami (śmierć rodziców w wypadku samochodowym, którego byli uczestnikami), oraz rozdzielenie po śmierci rodziców, w końcu także śmierć dziadków. Mimo tych trudnych przeżyć i oddalenia, towarzyszy im niesłabnąca więź, która nie pozwala im o sobie zapomnieć.

Kiedy Oskar wyjeżdża do Tokyo i dorabia się szybkich pieniędzy "na dilerce" narkotykami, natychmiast postanawia sprowadzić do siebie dorastającą siostrę, by w końcu mogli stać się prawdziwą rodziną. Jego plany jednak nie zostają do końca zrealizowane, ponieważ uzależnienie od nałogu narkotykowego, doprowadza go do przedwczesnej śmierci. Od tej pory jego duchowa energia jak w "Tybetańskiej Księdze Śmierci", będzie krążyć nad młodszą siostrą, której obiecał, że nigdy nie opuści...Po obejrzeniu połowy filmu, gdy zna się już wszystkich bohaterów, i wszystkie tajemnice są już rozwiązane...film zaczyna być nużący, i nawet artystyczne zabiegi - nie pomagają, by tę nudę przezwyciężyć. Moim zdaniem, gdyby film był krótszy o 40 min., niewiele by na tym ucierpiał, a może nawet zyskał więcej fanów. W pewnym momencie uchodzi z niego para..a to jest zabójcze dla oceny całego filmu, bo na pewno nie jest to najgorszy film jaki widziałam w życiu, ale po tych wszystkich "wydłużonych przejściach" powtarzanych bez opamiętania, widz zaczyna myśleć, żeby się to już wreszcie skończyło:( Polecam, ale tylko dla wytrwałych!;)

Brak komentarzy: