środa, 15 września 2010

Uwierzyć Tetro
















Z początkiem września do naszych kin wchodzi już drugi (po długiej przerwie) film Francisa Forda Coppoli "Tetro". Tytuł tego filmu, to imię głównego bohatera, nowe imię, które nadaje sobie bohater, zupełnie odmieniony przez traumatyczne wydarzenia.
Angelo, będąc świadkiem rodzinnych tragedii, jak i swojej osobistej porażki - opuszcza rodzinę i jako Tetro (Vincent Gallo) rozpoczyna nowe życie w dzielnicy Buenos Aires - La Boca. Po 10 latach przybywa do jego domu 18-letni brat Benny poszukujący prawdy na temat rodzinnych tajemnic i niedotrzymanej obietnicy z przeszłości. Benny nieświadomie odkopuje w bracie stare lęki i bolesne wspomnienia, a także młodzieńcze marzenia o pisarstwie.

Trudno nie wspomnieć tu o rywalizacji pomiędzy męskimi członkami rodziny: ojcem, bratem i synem, która ma kluczowy wpływ na kształtowanie się osobowości bohaterów, wzajemnie się przeplata w różnych konfiguracjach i tworzy tragiczny obraz niezrozumienia, jakiego można doświadczyć tylko w rodzinie. Pojawiająca się rywalizacja między dwoma utalentowanymi braćmi, rywalizacja o kobietę między ojcem a synem, a także o miejsce w świecie, o zasadność i słuszność wyborów, podążanie własną ścieżką, i "klątwa" sukcesu ojca, która nie pozwala uwierzyć w siebie - daje nam zarys lęków głównego bohatera i kreuje świat jego wewnętrznych upiorów.
















Kim w tym wszystkim są kobiety otaczające Tetro? Kobiety mają dla niego działanie terapeutyczne, pomagają odzyskać równowagę i spokój - jak jego partnerka - Miranda. Mimo, że jest psychologiem, decyduje się na życie z człowiekiem, który do końca pozostanie dla niej tajemnicą. Podejmuje się pełnej akceptacji zranionego człowieka, bez zadawania pytań: dlaczego? (Bardzo duże wrażenie wywarła na mnie ta rola zagrana przez Maribel Verdu). Kobiety w tym filmie przywołują kojące wspomnienie miłości, czułości, delikatności. Są spełnieniem jego tęsknot i odzwierciedleniem kruchości istnienia.

Urzekające czarno-białe kadry filmu przypominają najlepszą reżyserską szkołę: Felliniego, Kurosawy, Bressona. Od pierwszej sceny film wydaje się niezwykle intymny, osobisty. Piękne kontrasty czerni i bieli pozwalają skupić się na fakturze filmu, na mimice bohaterów, rzeźbie postaci. Wszystkie gesty nabierają niezwykłego znaczenia. Do tego budująca nastój muzyka: pomiędzy operą a milongiem oraz niezwykłe teatralno-musicalowe wstawki reżyserskich inspiracji podnoszą znacznie poziom odbioru filmu. Przekładają język emocji na teatralną grę.

Czy film ten mi się podoba? Gdy przypomnę sobie klimat pierwszych scen - to zahipnotyzował mnie zupełnie. Ale muszę przyznać, że im dalej w głąb fabuły, zaczyna być coraz bardziej "hollywoodzki", powierzchowny, jakby ktoś w ostatniej chwili zmienił fabułę. Za to zbyt sugestywne zakończenie, ma u mnie minusa. Pozostała reszta: piękna:) Odsyłam do oficjalnej strony filmu: przygotowanej przez Gutek Film.
foto: orange.pl.

Brak komentarzy: