Życie jest ciągłym doświadczaniem braku. Jesteśmy stworzeni z braku. Niedoskonałej pełni, nienasyconego pragnienia, niedokończonej całości. Tworzymy skończony organizm, z nieskończoną i nieograniczoną duchowością, bezgraniczną samotnością i nieoswajalną, niereformowalną ułomnością.
To chyba jest sedno: naszych porażek, naszych nieszczęść, naszych niepowodzeń. Nie ma innego wyjścia. Trzeba się pogodzić, z tym,że w życiu ciągle będzie nam czegoś brakować, nigdy nie będzie doskonale i nigdy nie będzie pięknie... najpiękniej. Za to co piękne i doskonałe, musimy słono zapłacić. Miażdżącą cenę.
Świat fizyczny i świat duchowy składa się z biegunów. Wszystko płynie od jednego bieguna do drugiego: nasze myśli, słowa, czyny. Przeciwne bieguny się przyciągają: strach żywi się odwagą, a nienawiść miłością... a może zupełnie odwrotnie.
To co małe i gorsze, niszczy większe i doskonalsze. Taka jest teoria powszechności. Jednakże żaden człowiek nie stoi w miejscu, żaden organizm, ani materia, ani idea, ani myśl - nie stoi w miejscu... Z każdą sekundą nasze ciało dokonuje ogromnych procesów przetwarzania każdej komórki, każdego neuronu. Wszystko więc musi iść do przodu, wszystko musi się zmienić, także ten zły musi się w końcu zmienić w dobrego...
Dualizm uprzedmiotowiony w tej teorii nie może istnieć. nie może istnieć skończone dobro i skończone zło - nie na tym świecie. Skoro nie możemy być do końca doskonali, nie potrafimy też być do końca źli. Skończenie może istnieć tylko w świecie w kŧórym mieszka Bóg, czyli tam, gdzie istnieje najwyższa doskonałość może istnieć też najgorsze zło... niezmienne i nienaruszalne.
Chyba znalazłam logiczne uzasadnienie dla teorii chrześcijańskiego miłosierdzia - dopóki żyjemy na tym świecie największe zło może przemienić się w dobro, a dobro może zamienić się w zło - nie możemy niczego definiować i nazywać do końca, nie możemy też nieukończonego procesu przerywać karą (np. wyrokiem śmierci). Śmierć jest momentem definicji, zakończenia tego procesu. Naturalna śmierć daje możliwość zrealizowania się poszczególnych bytów.
Poruszanie się pomiędzy biegunami powoduje, że żadnego z nich nie możemy osiągnąć, stąd pewnie wynika ciągłe uczucie niedosytu. Dotykając zaledwie doskonałości, zostajemy porwani przez odwrotny biegun... i tak miotamy się w nieskończoność.
2 komentarze:
Im jestem starsza, tym bardziej odczuwam niedosyt, o którym piszesz. I co raz bardziej mi to doskwiera. Takie refleksje nasuwają okropną prawdę o życiu. Niestety, ale jesteśmy pyłkiem, zachłannie walczącym o przetrwanie.
napiszę na twojego maila.
Teraz pracowałam, jak znajdę dłuższą chwilę :)
Prześlij komentarz