środa, 28 lipca 2010

Koniec Świata - ostatni dzień

"(...) jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy."

H. Murakami "Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland"

***
Jeszcze raz zamknąłem oczy. Drżenie ustało. Moją głowę wypełniało teraz coś w rodzaju skrawków papieru zawieszonych w próżni. Nie opadały ani nie unosiły się w górę. Wygiąłem usta i spróbowałem dmuchnąć. Nie poruszyły się. Żaden wiatr nie przepędzi ich z mojej głowy.


***
Jakiś czas przyglądaliśmy się niebu, potem otworzyliśmy puszki i wypiliśmy po jednym piwie.
- Dlaczego się rozwiodłeś?
- Bo nie mogłem siedzieć przy oknie, kiedy jechałem z żoną pociągiem.
- To żart?
- Tak, z Salingera.


***
- To Dylan prawda?
- Tak - powiedzialem. Bob Dylan Śpiewał właśnie Positive 4th Street .
- Dylana poznam zawsze.
- Po tym, że gra na harmonijce tak dobrze jak Stevie Wonder?

Roześmiała się znowu. Rozśmieszanie jej sprawiło mi przyjemność. Nie jest ze mną jeszcze tak źle, skoro potrafię rozśmieszać dziewczyny.

- Nie, nie dlatego, poznaję go po głosie - powiedziała. - To taki głos, jakby małe dziecko stało przy oknie i patrzyło na deszcz.

- Dobrze to pani wyraziła - powiedziałem. Rzeczywiście, to właśnie taki głos. Przeczytałem na temat Dylana kilka książek, ale w żadnej z nich nie spotkałem tak trafnego określenia.


H. Murakami "Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland"

No więc i Dylan będzie...

1 komentarz:

zielone-buty pisze...

uwielbiam Murakamiego