Wróciłam właśnie z Festiwalu Reggae w Ostródzie i jestem pełna pozytywnej energii...mimo to jednak były i chwile grozy.
Po całonocnej podróży udało nam się dotrzeć na pole namiotowe o godz. 7:00 rano - niestety organizator w tym wypadku nie sprostał zadaniu, bo po nieprzespanej nocy odbył się biletowy armagedon, który zniechęcił nas zupełnie do uczestniczenia w imprezie - bilety dostaliśmy dopiero o godz. 18:00 wieczorem- i to nie bez uszczerbku na zdrowiu (ktoś źle potraktował moją śledzionę w trakcie przepychania się w kolejkach), nie chciano nas też wpuścić na pole namiotowe gdy zrezygnowani wróciliśmy po przegranej walce o miejsce w kolejce po bilet...:(
Jednak z momentem wejścia na plac koncertowy nasze żale się rozwiały:D Najpierw koncert Vavamuffin, następnie Maleo Reggae Rockers, który na dobre rozkręcił atmosferę imprezy mimo padającego deszczu... kulminacją imprezy był występ jamajskiej grupy Dubtonic Kru, który nastroił mnie pozytywnie na cały czas trwania festiwalu...W całkowity brzmieniowy trans wprawiła mnie jednak grupa Overproof Soundsystem- to była naprawdę uczta wrażeń:)
Doskonale się wyciszyłam, uspokoiłam skołatane emocje w wyśmienitym towarzystwie Żabsonów, Stefana i Zwodzimira:) dawno nie czułam się tak doskonale, naprawdę wypoczęłam przez ten weekend mimo braku ciepłej wody pod prysznicami, nieszczelnych śpiworów i braku herbaty...:) Kojąco wpłynęły na nas również okoliczności przyrody w których mieliśmy okazję egzystować - pole namiotowe rozpostarte wzdłuż jeziora Drwęckiego mieściło się 3 km od placu festiwalowego, ale były też i pozytywne strony takiego stanu rzeczy...Mogliśmy się do woli napatrzeć się na migoczące w pełnym słońcu jezioro, przespacerować wzdłuż promenady i wygrzać się na drewnianych pomostach słuchając muzyki kreowanej przez didżejów (co zdecydowanie wydłużało czas powrotu do namiotu;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz