poniedziałek, 8 listopada 2010

"Bracia" według Jima Sheridana

Całkiem niedawno obejrzałam amerykański dramat w reżyserii Jima Sheridana pt."Bracia", jak się okazuje jest to remake duńskiego filmu Susanne Bier. Oryginału nie oglądałam, więc nie mam porównania na ile amerykańska wersja wypada autentycznie. Z nieufnością podchodzę zawsze do amerykańskiego kina, które moim zdaniem w 90% spłyca podejmowane tematy na koszt obsadzenia uśmiechniętych pseudo gwiazd, które epatują najczęściej dokonaniami chirurgii plastycznej niż aktorskim talentem, a nawet jeśli jest inaczej, autentyczności w ich grze ze świecą szukać...

W podobny sposób podchodzę do aktorów tej marki, co Jake Gyllenhaal, którzy przez producentów filmowych najczęściej są obsadzani w rolach filmowych, jako danie główne dla wygłodniałych nastolatek, i nie ma się co spodziewać, po ich grze zaskakujących emocji, czy niespodziewanego uczucia catharsis...Także już samo przeczytanie obsady zniechęciło mnie do obejrzenia tego filmu, ale z chęci na lżejszą rozrywkę, zdecydowałam się na oglądnięcie tego filmu. Zaskoczył mnie!

Dosyć przyzwoity film, fabuła przewidywalna, ale muszę przyznać, że film mnie wciągnął...oczywiście - nie zafascynował - ale wciągnął. Nie zabrakło w nim jak zwykle przerysowanych motywów patriotycznych, emocje budowane są schematycznie: miłość do ojczyzny, miłość braterska, lojalność wobec rodziny, konflikt ojca z synem, podział na dobrych i złych...

Fabułę filmu rozpoczyna moment, w którym z więzienia wychodzi młodszy brat głównego bohatera Sama(Tobey Maguire) - Tommy (Jake Gyllenhaal).Sam to wzorowy obywatel, walczący na misji w Afganistanie kapitan armii amerykańskiej, wzorowy ojciec, wzorowy mąż (w roli żony Natalie Portman), i wzorowy brat...Jednak kolejny wyjazd na misje zmienia caĸowiecie jego świat, nie tylko w sferze relacji rodzinnych (jego młoda żona zostaje z dwójką dzieci zdana na siebie oraz skonfliktowanych ze sobą teścia i szwagra). On sam z cudem uchodzi z życiem z talibańskiej niewoli, gdzie widzi śmierć swoich podwładnych...sam również w strachu przed śmiercią dokonuje makabrycznych decyzji...Powrót do normalnego świata nie jest prosty.

To co podobało mi się w filmie, to fakt,że nie był aż tak przekolorowany, jak to się zdarza amerykańskim twórcom; jeśli chodzi, o rolę Tobey Maguire'a, to myślę, że o włos otarła się ona o przerysowanie, ale ostatecznie się obroniła. Film mogę polecić, (nie należał do najgorszych, nie było to artystyczne kino, ale muszę przyznać, że dość przyzwoite!:)

foto: www.interia.pl

1 komentarz:

Latajaca Pyza pisze...

Ja z kolei widziałam tylko oryginał i na pewno remaku nie zobaczę, bo, dokładnie jak piszesz, amerykańskie kino pełne gwiazd spłyca tematy i ładnie opakowuje swoje produkty. A Susanne Bier robi dobre kino, mądre, zaangażowane społecznie, atrakcyjnie podane. Czuję, że w tym roku zgarnie oskara za film zagraniczny z In a Better World.