poniedziałek, 2 listopada 2009

Nic śmiesznego!

Adaś Miauczyński z "Nic śmiesznego" Koterskiego to w rzeczywistości ja. Zawsze na wspak. Życie pod górkę. Zawsze takiemu podstawia się nogę...Wszystko co najgorsze, a nawet fantastycznie-groteskowo-niemożliwe przydarza się jemu...- czyli mnie. Trochę przez roztrzepanie - przyznam, ale innym uchodzi bardziej na sucho...mnie-nie!

Najwięcej się można czegoś domyślać, gdy wszystko idzie zbyt dobrze-to z góry podejrzane!-gdy nie tak jak zwykle pędzę w pośpiechu, ganiam na złamanie karku na przystanek, zapominając kilku najistotniejszych rzeczy po drodze, gdy nie jak zwykle autobus przyjeżdża z 20-minutowym opóźnieniem, oblewając kałużą błota - mnie skuloną na 30-centymetrowym chodniku między przystankiem autobusowym a tramwajowym. Gdy nie tak jak zwykle bez drugiego śniadania, biletu, lub choćby złotówki drobnych w kieszeni...siadam od razu z tymi siatami-matrioszkami węzełek w węzełku (bo mam za małą torebkę, żeby to wszystko pomieścić- te śniadania, parasolki, książki do czytania w korku, kostki rubika na brak szefa w pracy etc.) niee

A więc zaczynam od początku: Wstałam dziś programowo - jak nigdy: 5:40 - tyyyle czasu na makijaż! Mąż pozbierał się ładnie o 6:00, i nawet nic nie burcząc, że zajmuję łazienkę pognał do kuchni robić śniadanie...Zdążyłam je zjeść przed jego wyjściem, co oznacza 40 min. dla siebie! Posłałam łóżko i nawet zdążyłam wynieść śmieci. Na dworze - powietrze kryształ, słońce napawa optymizmem i deszcz liści jeszcze zielonych pada z drzew po nocnym przymrozku....a ptaki - jakby z radości podfruwały do nieba, jak strzały wypuszczone z łuku...że chciało mi się wiersze układać w myślach...

W autobusie oczywiście było miejsce dla mnie, i nawet skrawka starowinki w pobliżu...powinno mi to już wtedy zaśmierdzieć...Wysiadam na przystanku kwadrans od miejsca pracy....nawet jakoś miło mimo tego mrozu...Wkraczam do kuchni, herbatkę zaparzam, schodzę na piętro...Drzwi już z korytarza wyglądały obco, zamknięto, nieprzyjaźnie...jakby żadne ludzkie ciepło ich dziś nie oswoiło...Klamka-pac! odskoczyła. Zamknięte!

zapomniałam wczoraj o 22:00 zajrzeć do grafika, czy czasem coś się nie Zmieniło....ale w natłoku pracy...z jednej do drugiej -  jestem Supermenką, co się nie ogląda za siebie...gna na przekór pogodzie, do przodu, do przodu, gdzie tam sen, gdzie odpoczynek...ino zielone...mamona mnie wiedzie. O 8:30 wywiedziona poza nawias społeczny ludzi pracujących - wystaję z książkami pod Biblioteką Miejską...czynna od 9:00 - za wcześnie na wszystko!

Brak komentarzy: